Category Archives: Blogosfera

Statystyki 2010

WordPress przysłał mi statystyki dla blogaska za rok 2010. Są zaskakująco dobre, zważywszy, że prawie tu przez ostatni rok nie pisałam – więc się dzielę.

The stats helper monkeys at WordPress.com mulled over how this blog did in 2010, and here’s a high level summary of its overall blog health:

Healthy blog!

The Blog-Health-o-Meter™ reads Wow.

Crunchy numbers

Featured image

About 3 million people visit the Taj Mahal every year. This blog was viewed about 55,000 times in 2010. If it were the Taj Mahal, it would take about 7 days for that many people to see it.

In 2010, there were 12 new posts, growing the total archive of this blog to 275 posts. There were 11 pictures uploaded, taking up a total of 524kb. That’s about a picture per month.

The busiest day of the year was February 17th with 24,900 views. The most popular post that day was Jak zaspokoić swojego pana. Poradnik dla kobiet.

Where did they come from?

The top referring sites in 2010 were wykop.pl, twitter.com, blogbox.com.pl, pazurkiem.pinger.pl, and google.pl.

Some visitors came searching, mostly for marta wawrzyn, seks w samochodzie, jak uprawiać seks, krld, and dubaj praca.

Attractions in 2010

These are the posts and pages that got the most views in 2010.

1

Jak zaspokoić swojego pana. Poradnik dla kobiet February 2010
29 comments

2

Jak uprawiać seks w samochodzie. Poradnik :) October 2007
14 comments

3

Dubaj – nowa ziemia obiecana Polaków June 2007
16 comments

4

o mnie April 2007
6 comments

5

historia pazurka April 2007
2 comments

Nie płakałam po katarynie

Do stolika dziennikarskiego w Sejmie podchodzi reporter dużej telewizji. O co chodzi z tą blogerką, o której pisze „Dziennik”? Kolega tłumaczy, o co chodzi. Aha… Ale to takie insajderskie jest. Może z tysiąc osób by zainteresowało. Nie ma sensu robić materiału.

Uśmiechnęłam się krzywo, słysząc tak brutalne podsumowanie rzeczywistości, w której sama żyję. No tak, kogo to obchodzi. A w światku histeria taka, jakby nam niepodległość zabierali, do więzień wtrącali, jeść nie pozwalali. Czuma syn mówi nie kłamcie – niedobrze. „Dziennik” mówi nie bądźmy dwulicowi – też niedobrze. Bo nie chodzi o treść, lecz, mili państwo, o formę. Czuma sypał wulgarnymi określeniami, „Dziennik” ohydnie szantażował.

To te dwie rzeczy – wulgaryzmy Czumy i szczeniacki szantażyk „Dziennika” – są główną issue w blogosferze. Nie jest nią uchylanie się od odpowiedzialności przed sądem za własne słowa, nie jest nią fakt, że pani prezes Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ma dwie twarze, nie są nią też takie słowa owej prezes (za „Dziennikiem”):

Gdyby znano moje nazwisko, to każdy polityk czy dziennikarz, którego krytykowałam, mógłby mnie pozwać – choćby o 10 tysięcy złotych odszkodowania. A ja nie miałabym szans w zderzeniu z ich prawnikami.

A tymczasem to właśnie nad nimi powinniśmy się pochylić, to je powinniśmy cytować. Bo oto pani Katarzyna uważa się za osobę, której z jakiegoś powodu nie wolno pozywać. Mnie wolno pozywać, moich kolegów dziennikarzy można pozywać, mojego sąsiada mogę pozwać, nawet prezesa PiS można pozwać, ba, można z nim wygrać. Pani Katarzyny nie wolno. Ma ona święte i niezbywalne prawo na podstawie strzępków wyguglowanych informacji tworzyć alternatywną rzeczywistość, której bohaterami są znane z imienia i nazwiska osoby, i nie ponosić za to żadnej odpowiedzialności. A prawo takie ma, bo – uwaga, uwaga – sama je sobie nadała.

Oprócz nadania sobie statusu świętej krowy i żądania, żeby wszyscy go respektowali, bo tak, pani prezes wymyśliła, jak być i nie być jednocześnie. Nie dbająca o popularność ani o laury blogerka zaczęła rozmawiać z dziennikarzami. Wywiady, autografy, o ja zawiedziona, o ja niezależna, o jak mnie wszyscy chcą w redakcji, ale ja odmawiam, och, ach. Robert Mazurek, który z tą panią się spotykał, obrał sobie rolę jej trybuny propagandowej. Jego prawo.

Ale nieujawnianie informacji, w których posiadaniu się jest, rzadko w mediach stanowi prawo. Jeśli więc „Dziennik” dowiedział się, kim jest uparcie strzegąca prawa do – cytując komentarz Pawła Wrońskiego z „GW” – strzelania zza węgła internautka, nie widzę powodu, dla którego miałby tego nie podać do publicznej wiadomości. Styl, w jakim wykonał swoją powinność, telefony, straszenie, próby, ekhem, „negocjacji”, i wreszcie szopka pod hasłem nie ujawniamy nazwiska, tylko podajemy wszystkie dane, to obrzydlistwo. Jeśli nieprawdą jest informacja o szkoleniu przez jej fundację dziennikarzy TVP Kwiatkowskiego, to kataryna ma nawet szansę odegrać się w sądzie.

Ci, na których temat nieprawdę napisała kataryna, też taką szansę już mają. Dzięki „Dziennikowi”. Ale droga do ucywilizowania sytuacji, w której strzelający w plecy anonim uważany jest za bohatera, niestety wciąż daleka. I, wbrew temu, co powiedział lekceważąco kolega z telewizji, powinna być ona przedmiotem troski nas wszystkich, a nie tylko garsteczki blogerów politycznych. Bo te insajderskie problemy dotyczą każdego, kto kiedykolwiek został obrażony bądź pomówiony w internecie.

W brytyjskich szkołach nauczą blogowania

Już niedługo brytyjskie szkoły uświadomią dzieciaki, co w internecie piszczy. Będą lekcje o Twitterze, blogowaniu, Wikipedii i innych dobrodziejstwach sieci.

Aż dziw, że dopiero teraz ktoś na to wpadł. Jak donoszą brytyjskie media, szkoły podstawowe czeka mała rewolucja. Zwiększy się nacisk na nauki praktyczne, mniej będzie teorii. Dzieciaki będą się więc uczyć o takich rzeczach jak miniblogi, podcasty czy Wikipedia. Będą się uczyć zdobywania wiedzy przez internet. Wyszukiwania potrzebnych informacji. Pisania blogerskich notek.

I to jest dobra wiadomość. W dzisiejszym świecie nie ma nic ważniejszego niż umiejętność szybkiego znalezienia w sieci potrzebnej wiedzy. Powinni tego uczyć w szkołach, bo dzięki temu na studia i do pracy nie szliby komputerowi analfabeci, których jedyną umiejętnością jest wysłanie maila i przejrzenie Pudelka.

Ale coś za coś. Żeby był czas na nauczanie rzeczy praktycznych, trzeba zabrać godziny teorii. Brytyjskie dzieci, które szeroką wiedzą i tak już nie grzeszą, nie będą więc w pierwszych klasach nauczane takich rzeczy historia drugiej wojny światowej, epoka wiktoriańska czy liczenie w pamięci. Bo to już jest zbytnia specjalizacja.

Wielka Brytania postanowiła więc wyhodować pokolenie idiotów, którzy będą umieli pisać blogi, ale nie będą mieć wiedzy, jaką posiadać powinien bloger za pisanie się zabierający. Nacisk na Twittera dowodzi jednak, że nie o to chodzi. Chodzi o sklecenie paru zrozumiałych zdań w języku ojczystym. Może być o tym, co się jadło na kolację, albo o ulubionej gwieździe. Who cares.

A taki fajny pomysł by z tego był. Nie rezygnując z podstaw historii czy matematyki, można by wprowadzić jedną lekcję tygodniowo o źródłach informacji w internecie. I wilk byłby syty, i owca cała. Zdecydowanie powinniśmy się nad takim rozwiązaniem zastanowić również i my, w Polsce.

Ujawnić dane blogerów? A czemu nie?

UE zmusi blogerów, żeby ujawnili swoje dane, czytam dziś w sieci głosy oburzenia. Np. w Pardonie. Albo u Kota.

I nie rozumiem, o co ten krzyk. Jeśli coś piszę, podpisuję się pod tym. Można mnie wepchnąć w Google i sprawdzić, czy nie mam powiązań z jakąś grupą interesu, agencją PR-owską i nie wiadomo czym tam jeszcze. A przeciętnego blogera piszącego pod ksywką nie można, w każdym razie nie tak łatwo.

Być może „katalog blogów” z imionami, nazwiskami, numerami NIP i dowodów to za dużo. Ale np. przestępstwa w sieci powinno się móc łatwiej ścigać. I powinno się zadawać pytania wszystkim tym państwu z blogów typu „TuskWatch” – kim są i czyje interesy realizują. Zbyt często okazywało się, że anonimowy bloger opluwający jedną opcję polityczną jest człowiekiem wynajętym przez drugą opcję, a nie „zatroskanym obywatelem”.

Te wszystkie uwagi, rzecz jasna, dotyczy przede wszystkim blogów o charakterze politycznym. Choć problemem niewątpliwie też są np. popularne blogi o modzie, urodzie czy gadżetach, zawierające product placement. Ot, zwyczajnie, chciałabym wiedzieć, kto i za ile wykupił u nich reklamę. I co jest reklamą, a co nie jest.

Nie mam pojęcia, co z tym wszystkim zrobić i czy „katalog” jest słusznym rozwiązaniem. Ale nie widzę na razie lepszego.

Pazurek na Pingerze

Ponieważ codziennie natykam się na mnóstwo świetnych niusów, których nie mam czasu ocalić od zapomnienia na Pazurku, częściowo przenoszę się na coś szybszego w obsłudze – Pinger.pl. Pazurka na Pingerze znajdziecie TUTAJ. Zapraszam!

Oczywiście nie oznacza to, że zaprzestaję pisania na WP.

Gęgalscy w USA i u psychiatry

Bujdy24 wysyłają braci Gęgalskich do psychiatry i do Ameryki. Po co? :>

„Święci z Warszawy” by Gniewomir Świechowski

Obama królem Mississippi? Tak, ale…

Barack Obama wygrał prawybory w Mississippi i dostanie większość z tamtejszych 33 delegatów, donoszą agencje. Rozmiary zwycięstwa na razie są nieznane, liczą. Podział tamtejszych delegatów też dopiero za jakiś czas.

Co wiemy? Z exit polls wynika, że na Obamę zagłosowało 90% czarnych, którzy stanowili ok. połowy „klienteli” przy urnach w Mississippi. Z białych głosowało na Obamę ok. 25%. To zapowiada jego miażdżące zwycięstwo.

Ale, ale! Not so fast!, pisze jeden z blogów o kampanii. Procedura przeliczania głosów z Miss. może sprawić, że to Hillary wyjedzie stamtąd z większą liczbą delegatów. Po prostu mniej delegatów przypada na zamieszkane przez czarnych miasta, niż na raczej białą prowincję. Cóż, po cudach w Teksasie nic mnie już nie zdziwi.

Hillary walczy nadal o powtórkę z Florydy i Michigan. Floryda coraz poważniej myśli o powtórce głosowania drogą mailową. Kosmos jakiś, jak na mój gust.

A za miesiąc Pensylwania. Plan Hillary? Dogonić Obamę w liczbie delegatów do końca kwietnia, wytrzymać do końca, przekonać prominentów na konwencji w sierpniu.

The show must go on!

Zbawienny wpływ rekolekcji

W Bujdach24 piszemy dziś o zaskakująco pozytywnych przemianach, jakie zaszły w PO wskutek modłów w Tyńcu. Rozwiązujemy też zagadkę nieobecności premiera. Polecam!

A gdyby tak… odmłodzić?

Jak wyglądaliby panowie, gdyby odmłodzić ich tak jak Hillary w ostatnim klipie? Symulację robi uroczy serwis 23/6.

Jako wielbicielka młodszych panów, pozwalam sobie ukraść prześliczną fotkę Johna Edwardsa:) Jak słusznie zauważył nieoceniony politico, biedak musiałby do żony mówić „mamusiu”… Ale mnie się podoba.

PS. Dobra. Zaraz naprawdę sobie pójdę. Tymczasem polecam Wam lajfa i imprezkę w Białym Domku. „Iowa – live from basement pod Warszawą”… Muszę go kiedyś spytać o przepis na tę… herbatkę :P

A prawybory w sieci wygrali…

To spora niespodzianka. Nieoficjalne prawybory w sieci, zorganizowane w serwisie MySpace wygrali Barack Obama i Ron Paul! Informuje o tym w blogu Caroline McCarthy z serwisu news.com.

W wirtualnych prawyborach wzięło udział aż 153.226 userów serwisu MySpace. W przypadku obu partii wyniki są dość zaskakujące, na co z pewnością ma wpływ specyficzny profil wirtualnych wyborców (młodsi, lepiej wykształceni etc.).

Demokraci wybrali Baracka Obamę. Młody senator pokonał Hillary Clinton 46% do 31%. To spora przewaga. Trzeci był John Edwards, który dostał 8% głosów. Bardzo wysoki wynik Obamy tłumaczyć można tym, że głosowali ludzie, którzy są na co dzień użytkownikami serwisów społecznościowych. Obama nie od dziś dba o tę publikę. Ma konto m.in. w Facebooku i MySpace. Posiada tysiące wirtualnych znajomych. Ostatnio mignęło mi gdzieś nawet jego konto na Twitterze! To bardzo sensowna kampania, nic dziwnego więc, że przynosi skutki.

W republikańskich prawyborach zwyciężył Ron Paul (aż 37%!). I choć to pewnie ostatnie już starcie, jakie wygrał w tej kampanii, nie może nie robić wrażenia prężność, z jaką działa w sieci. Oczywiście gigantyczny udział w internetowych sukcesach amerykańskiego JKM mają tysiące młodych gwardzistów, gotowych iść za nim wszędzie. Gdyby nie internet, ten facet by nie istniał. A tak zebrał 19 milionów na kampanię i jest spora szansa, że wystartuje jako kandydat niezależny, kiedy Republikanie go już odstrzelą. Za Ronem Paulem w prawyborach MySpace uplasowali się Rudy Giuliani (18%) i Mike Huckabee (16%).

Caroline McCarthy podaje jeszcze jedną ciekawą rzecz. Otóż ci ludzie, którzy głosowali w wirtualnych prawyborach, to bardzo cenni wyborcy. Aż 83% z nich ma zamiar wziąć udział w stanowych prawyborach, a 91% w elekcji krajowej 4 listopada. Zważywszy że frekwencja w Stanach jest ostatnio podobna jak w Europie – czyli ok. 50% – jest to publika, o którą warto powalczyć.

Ufff, za parę godzin Iowa, tymczasem pora spać. Jednak;))) Ale wcześniej pozwolę sobie wytypować obie pierwsze trójki:

Demokraci: 1. Obama, 2. Clinton, 3. Edwards

Republikanie: 1. Huckabee, 2. Romney, 3. McCain

Dobrej nocy :)