Rząd urządził nagonkę na Otwarte Fundusze Emerytalne, mającą na celu sztuczne podreperowanie budżetu. A opozycja ani be, ani me.
Źle się dzieje w państwie polskim. Głodowe emerytury, które dziś dostają Polacy, za kilkanaście lat mogą być jeszcze niższe. Donald „Państwo to ja” Tusk postanowił odebrać nam kontrolę nad tym niewielkim procentem naszej składki emerytalnej, który idzie do OFE.
Jak to wygląda dziś? Składka emerytalna to 19,52% wynagrodzenia. Duża część z tego, bo aż 7,3% wynagrodzenia, idzie nie do ZUS, ale do wybranego OFE. Prywatnej instytucji, która co prawda bierze prowizję za zarządzanie pieniędzmi klienta, ale za to gwarantuje, że owe pieniądze nigdy nie znikną. A jeśli wypiszemy się z systemu, przechodząc na pracę w oparciu o umowy o dzieło, zwróci je co do grosza.
Tuskowi jednak taki system nie w smak. Oficjalnie dlatego, że OFE bardziej dbają o siebie niż o klienta. Kto by jednak wierzył w takie tłumaczenia, kiedy dług publiczny dobija do ostatniej dopuszczalnej granicy 55% PKB, a według prognozy Eurostatu na koniec 2010 roku wręcz ją zaczyna przekraczać.
Ponieważ pieniądze dla emerytów na kontach ZUS nie obciążają długu publicznego, Tusk wymyślił, że trzeba będzie właśnie tam je przenieść. Od kwietnia do OFE ma iść tylko 2,3% naszych pensji. Reszta z dotychczasowych 7,3% zostanie podzielona. „Super Express” opisał, jak mają wyglądać te zmiany:
– Z dzisiejszej składki do OFE 2,3 proc. będzie w OFE, ZUS będzie operatorem reszty; obecnie do OFE trafia 7,3 proc. pensji pracownika,
– W roku 2017 roku 3,8 proc. ma trafiać na subfundusz poprzez ZUS (ma to pomóc w odciążeniu długu i deficytu),
– Propozycja dobrowolnego dodatkowego ubezpieczenia (najpierw 2, potem 3, końcowo 4 proc. pensji), w ten sposób OFE miałyby w 2017 roku dysponować podobną kwotą co dzisiaj, ale dla emeryta ma być to wyjściem korzystnym, bo będzie dysponowałem polem własnego wyboru.
Czyli wszystko fajnie, bo pieniądze gdzieś będą? I jeszcze fajniej, bo będzie można płacić nawet wyższą składkę? Nie. OFE zostały wymyślone po to, żebyśmy mieli kontrolę choć nad częścią swoich składek. Przesuwając kasę do ZUS, premier nam tę kontrolę odbiera. Nagonka na OFE i ich szefów jest sprytnym posunięciem, ale raczej nic nie da, bo zrozumiałe jest, że w czasach kiedy giełda ma się nie najlepiej, fundusze też dołują.
Sytuacja przyszłych emerytów wygląda coraz bardziej nieciekawie. Od polityków cały czas słyszymy, że mamy rodzić dzieci, bo nie będzie miał kto w przyszłości zarabiać na nasze emerytury. Takie słowa to nie tylko szantaż, ale i ordynarne kłamstwo. Na swoją emeryturę zarabiam sama. I mam prawo oczekiwać nie od żadnych dzieci, ale od instytucji, którym (pod przymusem zresztą) powierzam co miesiąc moje, wcale nie takie małe, pieniądze na przechowanie, ich pełnego zwrotu w przyszłości. OFE były dla mnie większą gwarancją, że odzyskam choć część tego, co wpłacam. ZUS, który z moich pieniędzy płaci dziś emerytury innym ludziom, nie gwarantuje niczego.
Premier tymczasem bez żenady pozbawia mnie prawa do moich pieniędzy. Wypowiedź z Sejmu z dnia 5.01.2011:
Ludzi, którzy żyją tu i teraz w Polsce, nie można poświęcać dla tych, którzy będą pobierali emerytury w przyszłości.
Na taką demagogię trudno znaleźć odpowiedź. Chyba że równie demagogiczną: Tusku, łapy precz od moich pieniędzy! Nie od pieniędzy żadnych ludzi, którzy żyją tu i teraz, tylko konkretnie – moich.
Zadziwia mnie, że żaden czołowy polityk tego nie mówi. Że szef największej partii opozycyjnej bredzi bez sensu, pytany o tę naprawdę bardzo prostą sprawę. Że jedyny człowiek, który chce nas bronić przed tym dziwnym posunięciem rządu, czyli Leszek Balcerowicz, organizuje konferencję prasową i nie jest to dla mediów ważny nius. Że nikt nie ma ochoty wyprowadzać na ulice ludzi. Którym zresztą i tak nie chciałoby się na nie wyjść.
Widać słusznie traktują nas jak stado baranów.