Category Archives: Ameryka

Julianne Moore jako Sarah Palin [foto]

Julianne Moore zagra Sarę Palin w nowej produkcji HBO zatytułowanej „Game Change”. To film telewizyjny o tym, jak Republikanie przegrali kampanię w 2008 roku. Jeśli baliście się, że Moore może nie pasować do tej roli, oto dowód na to, że jest dokładnie odwrotnie.

Sarah Palin jak żywa. Nawet uśmiech ten sam.

Julianne Moore jako Sarah Palin

Julianne Moore jako Sarah Palin

Szkoda, że już za późno, żeby obsadzić Britney Spears w roli Bristol Palin. Byłaby idealna.

Prawie jak Bush: Obama zaskoczył Amerykę

To, że Obama w sytuacji kryzysu gospodarczego zdecydował się przyłączyć do interwencji w Libii, zaskoczyło wielu jego zwolenników. Amerykanie obawiają się nowego Afganistanu, a rodzącą się doktrynę Obamy już nieśmiało porównują do doktryny Busha.

Bartek Węglarczyk mnie uprzedził i napisał w „Gazecie Wyborczej” coś, co mi wpadło do głowy, kiedy słuchałam prezydenta Obamy, tłumaczącego, czemu zdecydował się wplątać Amerykę w interwencję w Libii. On jest prawie jak Bush. Na pewno w każdym razie bliżej mu do Republikańskiego poprzednika niż do Clintona.

Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach, a prawie czyni sporą różnicę. Ale jedno jest pewne: nie tego spodziewali się po Obamie jego lewicowi wyborcy. Podstawowe założenie doktryny Obamy jest bowiem jasne i proste: Amerykanie mogą interweniować zbrojnie, jeśli jest to w interesie ich kraju. Głównym ograniczeniem mają być kwestie ekonomiczne – USA mogą prowadzić wojny nie kiedy się prezydentowi podoba, a tylko wtedy, kiedy kraj na to stać.

Pomijając ten szczegół, demokratyczny prezydent, który miał przynieść Ameryce „zmianę”, niemal jak Bush plótł frazesy o potrzebie niesienia pomocy ludziom walczącym o wolność:

Born, as we are, out of a revolution by those who longed to be free, we welcome the fact that history is on the move in the Middle East and North Africa, and that young people are leading the way. Because wherever people long to be free, they will find a friend in the United States. Ultimately, it is that faith – those ideals – that are the true measure of American leadership.

Zupełnie jak Bush używał argumentu moralności w celu uzasadnienia militarnej interwencji. Nowy jest tylko argument kasy, który idealnie tu pasuje w sytuacji kryzysu gospodarczego w USA:

It is true that America cannot use our military wherever repression occurs. And given the costs and risks of intervention, we must always measure our interests against the need for action. But that cannot be an argument for never acting on behalf of what’s right. In this particular country – Libya; at this particular moment, we were faced with the prospect of violence on a horrific scale. We had a unique ability to stop that violence: an international mandate for action, a broad coalition prepared to join us, the support of Arab countries, and a plea for help from the Libyan people themselves.

Tak jak poprzednik, Obama mówił, że Amerykanie mają prawo interweniować, kiedy zagrożone jest nie tylko bezpieczeństwo kraju, ale też amerykańskie interesy i wartości. W przeciwieństwie do Busha podkreślał, jak ważne jest dla Amerykanów współdziałanie z innymi krajami:

As the bulk of our military effort ratchets down, what we can do – and will do – is support the aspirations of the Libyan people. We have intervened to stop a massacre, and we will work with our allies and partners as they’re in the lead to maintain the safety of civilians.

Brzmi to wszystko oczywiście bardzo rozsądnie: Ameryka będzie zawsze współdziałać z innymi państwami, interweniować tylko tam, gdzie to się opłaca, i przede wszystkim dbać o własne interesy. W praktyce jednak sytuacja bardzo łatwo może wymknąć się spod kontroli. Na razie Zachód nie dokonał w Libii żadnego cudu. A biorąc pod uwagę fakt, że Kaddafiemu nie brakuje mięsa armatniego, należy spodziewać się długich walk.

Co zrobi Obama, jeśli operacja w Libii będzie się przewlekać? Wycofa się rakiem, tłumacząc, że teraz już obrona wolności Libijczyków nie ma znaczenia, bo ważniejsze jest życie amerykańskich żołnierzy? Takie pytania pojawiają się na amerykańskich blogach. Na Huffington Post i Daily Kos zaczyna się antywojenne szaleństwo. Do diabła z konstytucją: Obama idzie na wojnę, pisze Michael Ratner. Takich głosów na dotychczas popierających każdy ruch Obamy blogowiskach jest pełno.

Wojna była ostatnią rzeczą, jakiej spodziewała się lewica po swoim prezydencie. A już tłumaczenia wojny moralnością wyborcy Obamy mieli po dziurki w nosie po dwóch kadencjach Busha. Nie takiej „zmiany” oczekiwała lewica od swojego prezydenta.

Lady Gaga śpiewa country

Lady Gaga swój nowy kawałek „Born This Way” nagrała m.in. w wersji country. Nie lubię ani jej, ani country, ale coś to w sobie ma. Dobrze brzmi. Może Gaga powinna zostać pieśniarką country na stałe.

Natalie Portman topless w reklamie Diora

Prawie naga Natalie Portman. Specjalnie dla panów, których zasmuciła wiadomość o jej zaciążeniu ;)

Sarah Palin winna masakry w Arizonie?

Nie, to nie ja pytam, tylko Amerykanie. I jest to bardzo popularne pytanie za Oceanem. Na dodatek nie wśród żadnych oszołomów, tylko tych, którzy się uważają za najnormalniejszych z normalnych: fejsbukowej młodzieży. Jak zdradziła Randi Zuckerberg, siostra Marka, kwestia ewentualnej winy Palin była tuż po morderstwie najpopularniejszym pytaniem na Facebooku.

Wszystko z powodu mapy, którą przed rokiem Sarah Palin umieściła na swojej stronie. Mapy celów. „Uroczymi” celownikami oznaczono między innymi Arizonę, a w niej niejaką Gabrielle Giffords, postrzeloną w głowę kongresmenkę Demokratów. Giffords należała do grupy 20 kandydatów lewicy zaliczonych przez Palin do najbardziej niebezpiecznych z powodu poglądów na reformę zdrowia.

Giffords w trakcie kampanii skarżyła się:

Jesteśmy na celowniku Sarah Palin. Kiedy umieszcza się celowniki na mapach, trzeba zdawać sobie sprawę z możliwych konsekwencji.

Wówczas nikt nie traktował jednak tej mapy poważnie. Tak jak polscy internauci nie traktowali jej poważnie tuż po zamachu. Kiedy Michał Kolanko z serwisu wPolityce.pl pokazał ją użytkownikom Twittera, usłyszał, że nakręca histerię. Tymczasem ta „histeria” w Ameryce już trwała. I będzie zapewne jednym z głównych tematów kolejnej kampanii wyborczej.

Po tragedii w Arizonie Sarah Palin szybko zdjęła mapę ze swojej strony internetowej. Ale to nie ma żadnego znaczenia, bo już wcześniej internauci zdążyli ją skopiować. Niezależnie od tego, w jakim kierunku potoczy się dyskusja i ilu Amerykanów uzna Palin za winną masakry, kandydować na prezydenta USA bym jej nie radziła.

Tym jednym wybrykiem już przegrała wszystkie kolejne wybory.

W Ameryce Obamy „zmusić” znaczy „zapewnić”

Prezydent USA wciąż jest dobrym wujkiem według dziennikarzy.

Udało się. Reforma opieki zdrowotnej przepchnięta przez Kongres i podpisana przez prezydenta. Big fucking deal. Ameryka może być dumna ze swojego prezydenta.

I jest. Jak donoszą liberalni dziennikarze, Barackowi Obamie udała się rzecz bezprecedensowa. Zapewnił ubezpieczenie medyczne wszystkim Amerykanom. Również tym, których na nie nie stać. Oraz tym, którzy wcale nie mają ochoty się ubezpieczać. Ponad 30 mln ludzi do tej pory nieubezpieczonych.

Kto za to zapłaci? Za ubezpieczenie dla najbiedniejszych i nieposiadających pracy – podatnik. Za ubezpieczenie dla tych, którzy mają pracę, ale bez opieki medycznej – pracodawca. Za ubezpieczenie dla osób prowadzących działalność gospodarczą – oni sami. Jeśli jakiś właściciel firmy nie będzie chciał się ubezpieczyć, zapłaci 695 dolarów kary. Jeśli nie zapewni ubezpieczenia swoim pracownikom – 2 tys. dolarów.

W ten sposób na amerykańskim rynku ubezpieczeń przybędzie 30 mln nowych klientów, z którymi firmy ubezpieczeniowe będą mogły robić, co zechcą. Na przykład dyktować jeszcze wyższe ceny. Państwowego ubezpieczyciela, który mógłby z nimi konkurować i owe ceny zbijać, nie będzie. Jedyne nowe ograniczenie będzie takie, że firma ubezpieczeniowa nie będzie mogła odmówić polis osobom, które już są chore.

Poza tym wolna amerykanka. Ale dziennikarze są zachwyceni. Polscy przepisują po amerykańskich gładkie zdanka, wśród których najpopularniejsze jest: „Obama zapewnił opiekę medyczną 30 mln Amerykanów”. Bullshit! Jedyne, co zapewnił Obama, to dodatkowe wydatki dla osób, które nie mają na nie ochoty, oraz kolejny wzrost cen ubezpieczeń, długu narodowego, a na koniec zapewne i podatków.

Przez zmuszenie wszystkich do ubezpieczania się u prywatnych ubezpieczycieli, którzy sami ustalają ceny i warunki polisy.

Teleprompter w stylu Sarah Palin

Prosty, tani i skuteczny teleprompter zaprezentowała Sarah Palin na spotkaniu Tea Party. Ty – tu zwracam się do polskich kandydatów na Bardzo Ważne Osoby – też możesz taki mieć!

Huffington Post pokazał hasła, jakie niedoszła pani wiceprezydent sobie zapisała na rączce: energia, cięcia podatkowe, podnieść Amerykanów na duchu. Trudne do zapamiętania, prawda?

Ale w tym wszystkim jest jeszcze jedna fascynująca rzecz: cóż to za magicznego długopisu użyła Sarah Palin? Za czasów kiedy ja chodziłam do szkoły, takie ściągi zawsze się rozmazywały po kilku minutach. A tu proszę, jak pięknie każde słowo przetrwało. Cud, ani chybi.

Obama Girl się odkochała

Koniec świata! Fox News przejął Obama Girl. Amber Lee Ettinger, która dwa lata temu kręciła tyłeczkiem, by zdobyć wyborców dla Obamy, dziś mówi u Hannity’ego, że jej zauroczenie prezydentem już nie jest takie jak wtedy. Że nic się w kraju nie zmienia, a Obama nawet jej nie podziękował za poparcie. Że to jak związek, w którym na początku wszystko było idealne, a teraz, co tu dużo mówić, się sypie.

To co, teraz pora zakochać się w Sarah Palin? I może jakiś mały lesbijski całus na scenie, żeby przyciągnąć liberalnych wyborców? Kampania już niedługo. :)

Hitler dowiaduje się o zwycięstwie Browna

Hitlera znacie, Scotta Browna znacie, więc cóż mogę powiedzieć – enjoy!

Najseksowniejszy facet Ameryki

Na razie roku 1982. Ale przed nim rok 2012.

Scott Brown to najczęściej dziś odmieniane nazwisko w Stanach Zjednoczonych. Nic dziwnego, zrobił coś, czego nie dokonał nikt od 1972 roku – wygrał z Demokratami w Massachusetts. Muszę przyznać, że w niego nie wierzyłam. W tej swojej półciężarówce, ubrany w jakieś bluzy i swetry, wpychający w siebie lokalne przysmaki wydawał mi się zbyt redneckowski, żeby mógł mieć szansę na Wschodnim Wybrzeżu.

A jednak mieli rację ci, którzy z dnia na dzień obwołali go rewelacją prawicy. Pięknie załatwił kandydatkę Demokratów (swoją drogą równie dobrze mogli wystawić pluszowego misia) i stał się bohaterem Republikanów. Co poniektórzy już go obwołali „białym Obamą”.

I myślę sobie, że nie ma co się śmiać. Bliżej nieznany nawet we własnym stanie polityk lokalny dokonał cudu. Młodzież na Twitterze, Facebooku i innych kanałach propagandowych Demokratów, o dziwo, go kocha. Ma wszystko, czego trzeba na start. Ma nawet uroczą przeszłość w „Cosmo”, gdzie nagim torsem zarabiał na chleb i zdobył nawet tytuł Najseksowniejszego Mężczyzny 1982.

Demokraci mogą już zaczynać się modlić, żeby nie został też Najseksowniejszym Mężczyzną 2012. I przygotowywać się do kolejnej próby – jesiennych wyborów do Kongresu. Bo takich seksownych panów Republikanie mogą mieć więcej. Tym więcej, im bardziej będzie zawodzić swoich wyborców prezydent Obama.